Pages - Menu

piątek, 27 sierpnia 2010

"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" - Mary Ann Shaffer i Annie Barrows

Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 252


Dawno nie miałam tak mieszanych uczuć... Dawno też nie byłam tak zawiedziona i zadowolona jednocześnie. 


Kiedy zaczęłam czytać książkę byłam oczarowana i z dumą, i wielkim "ach/och" oznajmiłam - wszem i wobec, że oto znalazłam swoją książkę, którą po wsze czasy kochać będę. W myślach układałam już sobie recenzję, pełną zachwytów i pochwał. Jednak, kiedy doszłam do części drugiej - moje emocje opadły. Już bowiem wiedziałam, jak książka się skończy... Zresztą, nie trudno było się tego domyślić. Niestety, w związku z tym, żadne wydarzenie nie było w stanie mnie już zaskoczyć. A cóż to za przyjemność, czytać bez dreszczyku emocji? Nooo? Żadna, otóż to.

Książka (z piękną! okładką) napisana jest w formie listów, i choć jest to ciekawy sposób narracji, mnie w pewnym momencie zaczął on bawić, zwłaszcza, kiedy uświadomiłam sobie, że właściwie każdy z każdym listy tutaj pisze - od razu Moda na Sukces mi się przypomniała. Tam przecież też, każdy z każdym... ;-) [dzieci robi].

Ale do rzeczy... Akcja powieści toczy się w powojennej Anglii, jednak to wspomnienia o latach okupacji normandzkiej wyspy Guernsey, tworzą zasadniczą fabułę. Są to wspomnienia - może dziwnie to zabrzmi, ale - dość spokojne i raczej bardzo ubarwione, mimo to, o dziwo! - wcale nie czuje "wojennego/dramatycznego" niedosytu czy zniesmaczenia. Czołową postacią książki jest Juliet Ashton - pisarka, której w chwili, gdy ją poznajemy, brakuje pomysłu na nową książkę. Pewnego dnia otrzymuje ona list od ogrodnika, rzeźbiarza, stolarza, hodowcy świń i farmera w jednej osobie, czyli od Dawseya Adamsa z Guernsey, który niejako otworzył przed nią bramę do nowego świata - nowego życia. To od niego Juliet dowiaduje się o Stowarzyszeniu - poznaje jego historię i członków. Popychana ciekawością i rodzącą się przyjaźnią, Juliet postanawia odwiedzić wyspę i jej mieszkańców. Chce opisać ich "sposób na wojnę" i pasję (?!) zrodzoną z... pieczonego prosiaka. Na miejscu okazuje się, że... dostaje znacznie więcej, niż mogłaby się tego spodziewać.

Książkę czyta się lekko, szybko i przyjemnie, a bohaterów - no cóż, nie da się nie pokochać! Chętnie podpisuję się pod słowami, które Juliet napisała do Sidneya i Piersa...

Zupełnie niezależnie od mego zainteresowania ich zainteresowaniem książkami zakochałam się w dwóch panach: Ebenie Ramseyu i Dawseyu Adamsie. Clovisa Fosseya i Johna Bookera lubię. Przez Amelię Maugery chciałabym zostać adoptowana, a Isolę Pribby sama bym chętnie adoptowała.

sobota, 21 sierpnia 2010

"Triumf chirurgów" J. Thorwald

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 408


Bardzo, bardzo, bardzo... bardzo, bardzo... bardzo... jestem wdzięczna Wydawnictwu Znak za przesłanie mi tej książki, jak podejrzewam - jako wynagrodzenie za przedłużający się czas oczekiwania na wygraną w konkursie. Przyznam szczerze, że gdyby nie to, zapewne nigdy bym po nią nie sięgnęła. Zawsze wydawało mi się, że książka ta nie jest dla mnie , a co więcej, że niczym mnie nie zaciekawi, nie wciągnie i nie zadowoli. A jednak... zaciekawiła. Mało tego - spodobała się!

Książka - kontynuacja Stulecia chirurgów - powstała na podstawie notatek narratora, dziadka Thorwalda - Henry'ego Stevena Hartmanna - z wykształcenia lekarza, z zamiłowania podróżnika (globtrotera) i historyka medycyny, który podąża tropem nowatorskich rozwiązań i wynalazków, poznając przy tej okazji niemal wszystkich wybitnych chirurgów i wynalazców swoich czasów. Oprócz sylwetek pionierów chirurgii Hartmann przedstawia także dzieje zabiegów operacyjnych na poszczególnych narządach.

Dzięki temu, my - czytelnicy otrzymujemy całkiem duży kawałek historii medycyny, której sposób i styl przedstawienia jest na tyle prosty i dostępny, że od książki nie można się wręcz oderwać. W efekcie, z wypiekami na twarzy towarzyszymy lekarzom podczas przeprowadzanych przez nich doświadczeń i koniec końcem - operacji. W pełnym napięciu czekamy wyników, wierząc, że to jest to - udana operacja i kolejny krok ku lepszemu.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Nowe mieszkanie ;-))

Piękny dziś dzień! Nawet jeśli pogoda za oknem deszczowa. Piękny dziś dzień, bo podpisaliśmy umowę najmu kawalerki (juHUUuuuu!). Już nie mogę się doczekać, kiedy się przeprowadzimy. I choć chciałoby się już teraz, nastąpi to dopiero 1 września. 

Cieszę się, że mamy już za sobą wszystkie te poszukiwania - oglądanie, ocenianie i porównywanie. Szukanie mieszkania to bowiem niełatwa sprawa. Jak nam standard odpowiadał, to znów cena nie ta.  A jak cena była dobra, to znów standard beznadziejny. W końcu trzeba było zdecydować, na czym najbardziej nam zależy. Postawiliśmy na standard i lokalizację, i w związku z tym - przeprowadzamy się do apartamentowca... 


Z tej okazji, sprawiłam sobie małą niespodziankę - książkę...


To chyba najlepszy sposób na oblanie takiego wydarzenia  ;-))

czwartek, 5 sierpnia 2010

"Fryderyk. Narodziny geniusza" Tadeusz Łopalewski

Wydawnictwo: Videograf II
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 360


Wszystko byłoby pięknie, gdyby książka... tak szybko się nie skończyła. Mało tego, gdyby autor nie postawił ostatniej kropki zaraz po wyjeździe Frycia do Paryża. No ale cóż, taki był zamiar - opisać dzieciństwo i lata młodzieńcze.

A zatem... w książce odnajdziemy początki życia i twórczości Fryderyka Chopina. Towarzyszymy mu podczas jego pierwszych publicznych występów - w wieku lat kilku, przyglądamy się jego edukacji muzycznej oraz pierwszym sukcesom kompozytorskim i pianistycznym. Poznajemy jego rodzinę, przyjaciół oraz pierwsze miłostki. A co więcej... poznajemy samego Fryderyka, jako człowieka skromnego, posłusznego i bardzo towarzyskiego.

Naprawdę żałuję, że Łopalewski opisał tylko część z życia Chopina, bo przyznać muszę, że książkę czytało się naprawdę bardzo dobrze i przyjemnie!

Warto dodać, że w książce, poza Fryciem, odnajdziemy trafnie oddaje klimat polityczny, społeczny i obyczajowy ówczesnej Europy.

Na koniec zaś tradycyjnie, cytat. Nie autora - Łopińskiego, a Mickiewicza, ale ze stron książki wyczytany, ale zapewne wszystkim nam znany ;-)) Ja bardzo lubię ten fragment wiersza...

Precz z moich oczu! Posłucham od razu.
Precz z mego serca! I serce posłucha.
Precz z mej pamięci! Nie, tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha!...