Pages - Menu

czwartek, 30 września 2010

Jesiennie

Jesień, jesień, jesień... uwielbiam ;-) Od zawsze i na zawsze. Uwielbiam właściwie za wszystko - za kolory, za zapach, a nawet za chłodne poranki. Niestety, w tym roku nie miałam jeszcze okazji, aby naprawdę się nią nacieszyć. Aby spokojnie i bez pośpiechu pospacerować wśród drzew i porobić bukiety z liści. Ale jakoś mnie to nie martwi, bo wiem, że prędzej czy później i tak Rogalin odwiedzę. A co za tym idzie - z zadowoleniem będę spacerowała i rozkoszowała się jesienią. Wiedzieć musicie, że o tej porze roku Rogalin jest naprawdę piękny!

A zatem, Rogalin jeszcze nie zdobyty, ale stołuńskie lasy, jak najbardziej, a oto dowód, a właściwie to 2 dowody ;-)



Koszyk po prawej zapełniłam sama. Ten po lewej, Grigorij.

A na koniec piosenka, którą zachwycam się od kilku dni...



Prawda, że piękna?

piątek, 17 września 2010

Szlakiem Chopina

Fryderyka Chopina tak naprawdę, i tak całkiem na poważnie, odkryłam dopiero po lekturze książki Lucyny Olejniczak Dagerotyp. Tajemnica Chopina. Potem przyszedł Tadeusz Łopalewski i jego Fryderyk. Narodziny geniusza, a potem... potem to już byłam całkowicie i do reszty zauroczona osobą naszego wirtuoza - jego geniuszem, skromnością i miłością do przyjaciół, rodziny i.. do muzyki, oczywiście.

A piszę o tym dlatego, ponieważ znalazłam dziś bardzo ciekawy filmik o Frycku i mieście, w którym wszystko się zaczęło - Warszawie. Zachęcam do obejrzenia, bo naprawdę warto, nawet jeśli Fryderyk Chopin, to dla Was tylko... Fryderyk Chopin - nieżyjący kompozytor.




Aż żałuję, że w Warszawie nie mieszkam i nie mogę odwiedzić "jego" miejsc. Nie, wróć - żałuję, że Fryderyk nie był z Poznaniem związany, bo za Warszawą nie przepadam zbytnio. Ale to wiadomo - żaden kibic Kolejorza, Legii i Warszawy nie lubi, nawet jeśli tylko dla zasady.

p.s. Gdybym tego o Legii i Wawie nie napisała, Grigorij pewnie by się na mnie obraził nieziemsko!

wtorek, 14 września 2010

Droga przez mękę

Poznań - piękne miasto. Moje miasto. Uwielbiam tutaj niemalże wszystko, w szczególności zaś - rynek z koziołkami, park na Sołaczu i fontannę naprzeciwko Teatru Wielkiego, zwanego też Operą Poznańską. Są jednak takie dni, takie jak ten dzisiejszy, kiedy głośno przeklinam to miasto i najchętniej... wyniosłabym się daleko, daleko stąd.

A wszystko przez korki, które dziś śmiało i z czystym sumieniem, okrzyknąć mogę - gigantycznymi! Wyobraźcie sobie, że mój powrót z pracy do domu, który zazwyczaj zajmuje mi 30 minut, dziś trwał 1 godzinę i 45 minut. Gdyby tego było mało, deszcz tak niemiłosiernie lał się z nieba, że samochód od środka mi parował, przez co widoczność, i tak już kiepska, była jeszcze bardziej ograniczona.


I pewnie do tej pory piorunami bym ciskała, gdyby nie Bartoszewski, który acz nie osobiście (a szkoda!) czekał na mnie w domu. 


Drugą książką, którą przy tej okazji spieszę się pochwalić to Battistelli od Maleństwa - raz jeszcze, ślicznie za książkę dziękuję!

p.s. Zdjęcie może nie jest zbyt imponujące, ale baterie w aparacie mi się wyczerpały - zapasowych nie mam, a na dworze... nadal pada, tak, że wyjść się nie chce
.

piątek, 10 września 2010

Z nowego miejsca nadaję ;-)

Szczęśliwa i zadowolona, a przede wszystkim - "przeprowadzona" - JESTEM! Wróciłam. Trochę czasu mi to zajęło, ale tak to już chyba z przeprowadzkami jest, że ot tak - hop siup, nie da się ich załatwić. I tak, najpierw pochłonięta byłam sprzątaniem nowego mieszkania - układaniem wszystkiego w szafach i szafkach, w kątach, i po kątach, no a potem... potem czekaliśmy, aż zjawi się "pan monter" i podłączy wszystko co trzeba - tam, gdzie trzeba ;-) W końcu, bez internetu dziś, to jak bez ręki, a i bez telewizora też jakoś tak... niedobrze. 

Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że aż tyle gratów uzbieraliśmy przez tych kilka miesięcy wspólnego mieszkania. A jednak... Aż strach pomyśleć, co to będzie w przyszłym roku, kiedy Grigirij studia skończy, i kiedy... pewnie będziemy przeprowadzać się na swoje, a przynajmniej - mam taką nadzieję i ciche życzenie.