Jestem... wróciłam. W sumie, tylko na chwilę, ale to i tak cieszy. Co prawda, nie ogarnęłam jeszcze wszystkich tych wielkich spraw i małych tęsknot, które się do mnie ostatnio wkradły, ale usilnie staram się zaglądać na Wasze blogi. Póki co, zamieszczam recenzję, która wystarczająco długo czekała na swoją publikację.
***
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 295
***
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 295
Jeszcze do niedawna o Marii Rodziewiczównie potrafiłam powiedzieć zaledwie jedno zdanie, brzmiące mniej więcej tak: jest to ulubiona pisarka mojej mamy. No dobra, potrafiłam też wymienić kilka tytułów jej książek, które gdzieś tam podejrzałam u mamy, ale... to wszystko. Tak naprawdę... całkiem świadomie odmawiałam sobie przeczytania czegokolwiek, co napisała Rodziewiczówna. Ogromną rolę w tym wszystkim odgrywał niewątpliwie język pisarki - dziś archaiczny i... mogący przysporzyć pewne trudności w czytaniu.
Kiedy jednak w ofercie wydawnictwa MG dostrzegłam wznowienie jednej z jej książek, która nomen omen zaciekawiła mnie swym opisem, pomyślałam sobie - a co mi tam, spróbuję i... przeczytam.
Klejnot to niezwykła opowieść o szlacheckiej dumie, honorze i miłości do ziemi - rodzinnych majątków na Kresach Wschodnich, których utrzymanie wymaga nie tyle zaangażowania, co... ofiarnego wręcz poświęcenia. Kierowanie przedsiębiorstwem, jakim jest majątek ziemski, samo w sobie do łatwych zadań nie należy, ale jak dodamy do tego ciągły brak pieniędzy, liczne kredyty do spłacenia, niesprzyjającą pogodę oraz chciwość i złodziejstwo tych, którzy mają służyć ziemi i jej właścicielowi - to otrzymujemy naprawdę ciężki kawał codzienności, której trzeba podołać.
W tej wielowątkowej opowieści, w której bezradność przeplata się z bezwzględnością, a egoizm z wiarą w człowieka, wyróżnić można 3 silne i pewne siebie kobiety: Barbarę - pannę samodzielnie zarządzającą zadłużonym majątkiem, Ninę - nowoczesną młodą dziewczynę, świadomą swej wartości, która uparcie dąży do wyznaczonego celu oraz babę - starą, ale niezwykle mądrą kobietę, kontrolującą cały chłopski ród. W każdej z nich odnajdziemy cząstkę samej Rodziewiczówny, która po śmierci ojca przejęła kontrolę nad zadłużonym majątkiem. To z kolei, potwierdza przekonanie, iż jest to najbardziej osobista jej książka.
No, a co z tym nieszczęsnym językiem? Powiem tak, początkowo faktycznie ciężko było mi się odnaleźć i zrozumieć poszczególne kwestie, ale im dalej brnęłam w tę historię, im lepiej poznawałam jej bohaterów, tym prostszy stawał się dla mnie język. A Rodziewiczówna coraz bliższa.
Polecam!
Już kilka razy obiła mi się o oczy okładka tej książki, ciągnie mnie do niej strasznie, tylko z kolei treść trochę mnie odstrasza... i jestem w kropce :)
OdpowiedzUsuńU mnie książka czeka na swoją kolej :-)
OdpowiedzUsuńSkoro tak zachwalasz, to chętnie poznam Radziewiczówną:)).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
No proszę... będę musiała się przełamać i jednak spróbować Rodziewiczówny - po takiej recenzji nie mam wyboru!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Nie czytam tego typu książek, jednak z ciekawości może się przełamie i sięgnę po Rodziewiczównę.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja. Chyba nie ma co czekać tylko brać się do lektury:)
OdpowiedzUsuńMam na nią wielką ochotę, zwłaszcza, że recenzje zbiera pozytywne :) No i do tego piękna okładka ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak życzyć Wam przyjemnej lektury ;-)
OdpowiedzUsuńZnając mnie, nie miałabym cierpliwości do "przebijania" się przez sferę językową tej książki :P
OdpowiedzUsuń