Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 480
Uwielbiam czytać powieści historyczne, dlatego sięgam po nie z ogromną przyjemnością. Połączenie fikcji literackiej z faktami historycznymi uważam nie tylko ciekawe, ale i pouczające. Czy zatem mogłam przejść obojętnie obok Listów do pałacu? Nie. Zdecydowanie nie. Po pierwsze dlatego, że to powieść historyczna (i to bardzo dobra, ale o tym później), a po drugie dlatego, że książka nawiązuje do Pierwszej Wojny Światowej, o której tak naprawdę mało się pisze. Zapewne wynika to z faktu, że II Wojna Światowa nie zostawiła zbyt wielkiej przestrzeni na rozpamiętywanie Pierwszej Wojny, zwanej Wielką. Ucieszyłam się więc, że moja szkolna wiedza może wzbogacić się o pewne wydarzenia, o których nie miałam pojęcia, że miały w ogóle miejsce.
W czasie, kiedy Europa dewastowana jest przez wojnę, kiedy miliony ludzi ginie, do Pałacu Królewskiego w Madrycie dociera list. Adresatem jest król Alfons XIII, nadawcą zaś - mała dziewczynka, Francuzka, która prosi króla, aby pomógł odnaleźć jej zaginionego na froncie brata. Monarcha pozytywnie rozpatruje jej prośbę, jednocześnie powołuje do życia Urząd do Spraw Ochrony Jeńców, który aż do roku 1921 udzielił wsparcia prawie dwustu tysiącom jeńców wojennych. Całe to przedsięwzięcie, w które zaangażowani byli pracownicy cywilni, wojskowi i dyplomaci, Alfons XIII pokrywał wyłącznie z własnej kieszeni.
Akcja powieść, co oczywiste, kręci się wokół działalności Urzędu do Spraw Ochrony Jeńców, jednak nie jest to jedyny wątek powieści. Jest ich znacznie więcej, wszystkie zaś przeplatają się dynamicznie, tworząc piękną opowieść. Trudno też szukać tutaj jednego, określonego głównego bohatera. Raczej dominują silne osobowości, a niektóre z nich niejedno mają na sumieniu. Kreacja bohaterów jest niezwykle dopracowana. Każdy z nich jest inny. Każdy ma swoje emocje, swoje przeżycia i miłości. Każdy jest "jakiś". Nie ma tutaj bezbarwnej postaci, która byłaby nam zupełnie obojętna czy zbędna. Oczywiście, jednych lubimy bardziej, innych mniej lub wcale, jednak każdy jest ważny - dla nas i dla tej powieści. Początkowo takie nagromadzenie dużej ilości bohaterów, może wydawać się dość chaotyczne, jednak z czasem zaczynamy kojarzyć fakty i wnikać w ten świat tak bardzo, że trudno się oderwać.
Listy do pałacu to fascynująca powieść o miłości i zdradzie. O wielkich nadziejach i trudnych wyborach. I wreszcie, to powieść, która ukazuje jak wielki wpływ na nasze poglądy i spojrzenie na świat, ma wojna. Wiadomo, że wojna zmienia każdego. Weryfikuje niejedne plany i marzenia. Ważne, aby w tym wszystkim pozostać dobrym człowiekiem, jak chociażby Alfons XIII, który jako król neutralnej Hiszpanii, nie musiał organizować pomocy. Nie musiał "się wtrącać" w nie swoje sprawy i nie swoją wojnę. A jednak to zrobił i ocalił niejedno życie.
Wspaniała książka, świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńZgadzam się z tym że o I Wojnie Światowej pisze się rzadko. Ja zazwyczaj trafiam na powieści, w których rodzice bohatera/bohaterki walczyli w Wielkiej Wojnie, a niwa główna postać musi walczyć w II. Bardzo chętnie przeczytam tę powieść, bo intryguje. Szczególnie praca tego Urzędu do Spraw Obrony Jeńców.
OdpowiedzUsuńPolecam, bo naprawdę warto. Ja sama nie mogłam się od niej oderwać.
UsuńLubię książki, które kryją w sobie część prawdziwej historii. Do wspomnień z I WŚ sięga Stefan Hertmans w swojej głośnej książce "Wojna i terpentyna", którą w najbliższej przyszłości mam zamiar przeczytać, a "Listy z pałacu" z tą swoją hiszpańską otoczką - też wydają się interesujące...
OdpowiedzUsuń