Pages - Menu

piątek, 29 lipca 2011

One Lovely Blog Award (mała aktualizacja)

[ Kasia - autorka bloga Taki jest świat, Kohoutek - autor bloga notatnik frustrata oraz Cassiel - autorka bloga Niebiańskie pióro nominowali mnie do... ] - aktualizacja


... za co serdecznie dziękuję

Zasady gry:

  • Na swoim blogu stwórz notkę o nominacji, podając przy tym link do osoby, która Cię nominowała

  • Napisz o sobie siedem rzeczy, których odwiedzający bloga jeszcze nie wiedzieli

  • Nominuj szesnaście innych osób (nie można jednak nominować osoby, która Ciebie nominowała)

  • Zostaw na ich blogach komentarz, dzięki któremu dowiedzą się o nagrodzie i nominacji


7 faktów o mnie:

  • Nie lubię mlaskania, siorbania i cmokania

  • Uwielbiam Skittles'y, ale tylko te z zielonej paczki

  • Moje obie babcie noszą to samo imię, które brzmi... Czesława

  • Nie przepadam za gotowaniem, dużo lepiej czynność ta wychodzi mojemu chłopakowi

  • Codziennie rano obiecuję sobie, że położę się wcześniej spać - nigdy nic z tego nie wychodzi

  • Uwielbiam komentarze Tomasza Jarońskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego - guru komentatorstwa

  • Byłam kiedyś lektorem... w kościele

Do dalszej zabawy zapraszam...
Ufff... cała 16! Wybór, jak zapewne się domyślacie - prosty nie był. Wyznaczona liczba to ogromne ograniczenie, gdyż... jest znacznie więcej blogów aniżeli 16, które regularnie odwiedzam, które lubię i które... zwyczajnie mi się podobają. Aby nie mieć wyrzutów sumienia związanych z pominięciem wielu wartościowych blogów, pomyślałam że moja 16 będzie składała się z kilku takich, które najczęściej odwiedzam i komentuję, i kilku... wybranych przypadkowo - takich, na których wcześniej nie zauważyłam owej nominacji, a które też przecież lubię.

Oczywiście kolejność jest przypadkowa

wtorek, 26 lipca 2011

Kobiecy heroizm

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 366

Sięgając po Żniwo gniewu wiedziałam, że czeka mnie prawdziwa uczta czytelnicza. Historie, takie jak ta, są przeze mnie wprost uwielbiane. Nie sądziłam jednak, że to, co przyniesie rzeczywistość, aż tak bardzo mnie oczaruje i zachwyci. Żniwo gniewu to bowiem... niezwykle fascynująca opowieść, która przenosi nas do przeszłości, a dokładniej - do czasów II wojny światowej. Jak można się domyślać, podróż ta jest trudna i bolesna, ale też... piękna i wzruszająca. 


Zaczyna się dość niewinnie od... Magdaleny, która otrzymuje w spadku po swojej matce - Kaszmirze - tajemnicze żółte pudełko pełne pamiątek, przepisów kulinarnych, starych dokumentów i wojennych zapisków Kaszmiry oraz jej młodszej siostry Maruszki. Otrzymuje ona także list, z którego dowiaduje się, że całe jej życie zbudowane zostało na kłamstwie. 


Znalezione w żółtym pudełku pamiątki nie tylko odkryły przed Magdaleną tajemniczą przeszłość jej rodziny, ale także - zainspirowały ją do napisania książki o losach sióstr - Kaszmiry i Maruszki -  najważniejszych kobietach jej życia, które pokonały długą drogą, aby odnaleźć spokój i własne - bezpieczne miejsce.

Kaszmira i Maruszka bardzo się od siebie różniły. Ta pierwsza była psotnicą, która nie garnęła się do nauki. Ta druga, czytała żywoty świętych i planowała służyć Bogu w klasztorze. Już przed wojną nie miały łatwego życia. Ojciec pił i nie interesował się tym, co działo się w domu. Matce zaś, choć starała się utrzymać wszystko w ryzach, nie udało się uchronić Kaszmiry - swojej najstarszej córki - przed bolesnymi przeżyciami, ucieczką i trudnymi wyborami. Koniec końców, Kaszmira odnalazła szczęście u boku Szuryka - Żyda i komunisty. Nie było to jednak pełne szczęście, gdyż nieustannie towarzyszyły jej traumatyczne przeżycia z młodości. Tęskniła także za matką i siostrą. W przeciwieństwie do swojej siostry, Maruszka miała więcej szczęścia. Zakochała się z wzajemnością w arystokracie i żołnierzu - Zygmuncie, którego wszyscy szanowali i uwielbiali. Była to jej pierwsza, a do tego wielka miłość. I gdy wydaje się, że siostrom zaczyna się układać... wybucha wojna, która niweczy ich plany, a młodość zamienia w trudną i szybką dorosłość.

Wojna odebrała im wszystko - domy, mężów i rodziców. Nagle okazuje się, że... zostały same z małymi dziećmi - Markiem i Olą - dziećmi Maruszki. Wokół pełno Rosjan, Niemców, Żydów, Ukraińców i Białorusinów, którzy donosili, zabijali, niszczyli i gwałcili. Nic więc dziwnego, że siostry zdecydowały się opuścić swoje domy i wyruszyć do podkrakowskiego majątku Zygmunta, gdzie spodziewały się znaleźć bezpieczne schronienie. Marzenia o nowym i spokojnym domu rozpoczęły więc ich wędrówkę przez ogarniętą wojenną zawieruchą Polskę. Wędrówkę, w czasie której nieraz cierpiały z głodu i zimna, były zmuszane do ciężkiej pracy, gwałcone lub... same, z własnej woli obnażały swoje ciała. Nagłe zwroty akcji, szczęście w nieszczęściu oraz erotyczne uniesienia, których tutaj nie brakuje, ukazują wyraźnie ich ogromną wolę przeżycia i uratowania siebie i dzieci.


Żniwo gniewu to... książka, od której nie sposób się oderwać. To historia, której w żaden sposób nie można wyrzucić z głowy. I w końcu, to dwie silne kobiety - dwie siostry, które choć różniły się jak woda i ogień, razem miały siłę, która nieustannie pchała je do przodu.


Wspaniała książka!

środa, 20 lipca 2011

Węgierska klatka

Wydawnictwo: W.A.B
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 195

Ta niewielka objętościowo powieść jest zabawna i gorzka jednocześnie. Nie brak tutaj ironii i nostalgii. Kosztolanyi z niezwykłą lekkością opisuje relacje rodzinne, które na zewnątrz wydają się być wzorowymi, jednak w rzeczywistości są toksyczne i pełne bólu.

Tytułowa Ptaszyna to 35-letnia stara panna - nieciekawa, pozbawiona wdzięku, niezwykle brzydka i niezbyt mądra. Od urodzenia mieszka wraz z rodzicami - Akacjuszem i Antoniną - w prowincjonalnym miasteczku Sarszeg na Węgrzech. Ulubionym zajęciem Ptaszyny są robótki ręczne, którym poświęca cały swój czas. Jej starzejący się rodzice wciąż wierzą w zamążpójście córki.

Cała rodzina wiedzie na co dzień bardzo monotonne i pozbawione rozrywek życie. Nigdzie nie wychodzą i z nikim się nie spotykają. Nawet potrawy, które gotują pozbawione są jakichkolwiek przypraw. Starsi państwo robią wszystko, aby zadowolić swoją córkę. Bardzo ją kochają i zdają się nie zauważać jej brzydoty. Sama Ptaszyna także bardzo kocha swoich rodziców, dlatego też, kiedy przychodzi jej wyjechać na tydzień do wujostwa na wieś - niepokoi się, co jej rodzice poczną, jak sobie poradzą i jak bez niej wytrzymają.


Początkowo państwo Vajkayowie bardzo przeżywają rozstanie ze swoją Ptaszyną. Wydają się być zrozpaczeni, nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Z czasem jednak, kiedy zaczynają wychodzić do ludzi - odzyskują wolność i dawne namiętności. Nagle okazuje się, że tak naprawdę to nie oni uwięzili swoją córkę w klatce, ale ona uwięziła ich, pozbawiając wszystkiego, co było kiedyś dla nich ważne. 


Chwilę przed wyjściem po córkę na dworzec, Vajkayowie nerwowo sprzątają dom. Usuwają wszystko, co mogłoby ich wydać. Niby cieszą się, że Ptaszyna wraca - niby, bo... doskonale zdają sobie sprawę z tego, że wraz z nią powrócą dawne zwyczaje i rutyna. Nic więc dziwnego, że kiedy pociąg Ptaszyny się spóźnia, pierwszą ich myślą jest... katastrofa kolejowa. Nie sposób jednak ocenić, czy myśli tej towarzyszy strach czy nadzieja. 


***

Książkę czyta się szybko i przyjemnie, pomimo smutku bijącego z każdej strony. To ważna i dobra książka, którą warto przeczytać, aby uzmysłowić sobie, że szczęśliwi - tak naprawdę i na całego, możemy być tylko wtedy, kiedy robimy to, co lubimy.

wtorek, 19 lipca 2011

Eric-Emmanuel Schmitt w Polsce

Ja to mam pecha... Zawsze, kiedy szykuje się naprawdę ciekawe spotkanie autorskie - mam inne plany, których nie sposób przełożyć. Tym razem są to imieniny babci, na które rokrocznie zjeżdża się caaaaała rodzina. Co prawda, do Świnoujścia blisko nie mam, jednak na spotkanie z samym Ericiem-Emmanuelem Schmittem z pewnością bym się wybrała, gdybym tylko mogła...


Wiem... posmęcę, pożalę się komu trzeba, ale przeżyję.

info o spotkaniu pochodzi ze strony www.znak.com.pl

poniedziałek, 18 lipca 2011

Stos


Wszystkie książki pochodzą od wydawnictw... dziękuję!

piątek, 15 lipca 2011

"Przestańmy się śpieszyć..."

Dziś nie książkowo a muzycznie będzie, a co! Pomyślałam sobie bowiem, że podzielę się z Wami piosenką, która od kilku dni nieustannie mi towarzyszy. Co prawda, wielką fanką (właściwie to żadną fanką) tej  piosenkarki nie jestem, ale tej piosenki mogłabym słuchać na okrągło. W sumie to... tak właśnie robię.


Ach... piękne słowa, które dają do myślenia - żadne z nas już nie pamięta, jak beztrosko biegły dni...cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest... przestańmy się śpieszyć...

Spokojnego weekendu...

poniedziałek, 11 lipca 2011

Huxleyowska wizja przyszłości... naszą teraźniejszością

Wydawnictwo: Muza SA
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 255

Z reguły nie sięgam po literaturę typu science-fiction, gdyż nie do końca się w niej odnajduję. Mówiąc prościej - to nie moje klimaty. Czasem jednak naginam swoje zasady, zwłaszcza kiedy trafia do mnie książka, obok której trudno przejść obojętnie.


Aldous Huxley to angielski powieściopisarz, nowelista, eseista i poeta uznawany przez wielu za wybitnego wizjonera, który 79 lat (!) temu przewidział powstanie świata pozbawionego miłości, indywidualności i emocji. Jednym słowem - przewidział czasy nam współczesne. Czasy, które dobrze znamy... w których żyjemy. Nic więc dziwnego, że wielu znawców i teoretyków literatury stawia go na równi, a niektórzy nawet ponad... Orwellem - wzorcem niedoścignionym, jak mi się do niedawna wydawało.


Akcja powieści rozgrywa się w futurystycznej Wielkiej Brytanii. Jest rok 2541. Świat podzielony jest na cztery klasy społeczne - alfa (najlepsza, uprzywilejowana), beta, gamma oraz delta. W każdej z tych klas, każdy jest sobie równy, jednak różnice pomiędzy samymi klasami są bardzo widoczne, a co więcej - nikomu one nie przeszkadzają, gdyż są czymś zupełnie normalnym. Społeczeństwo to zostało bowiem tak uwarunkowane, aby nie myśleć... aby zawsze czuć się szczęśliwym i zadowolonym. 


W nowym świecie ludzie są... produkowani, a ściślej mówiąc - powstają w wyniku klonowania i sztucznego zapłodnienia. Nie mają ani matki, ani ojca. Nie znają życia w rodzinie i więzi, jakie ona wytwarza. Mało tego - społeczeństwo w nowym świecie nie tylko nie choruje, ale również... nie starzeje się, nie czuje smutku i bólu. Z powodu swej bezpłodności, kobiety mogą bez obaw uprawiać seks, co zresztą bardzo chętnie czynią. Oczywiście, wskazane jest przy tym współżycie co noc z innym partnerem, jako że przywiązanie się do jednego mężczyzny uznawane jest za wielce haniebne i nienormalne. 


Wszystko co może zakłócić stworzony system, uznawane jest za złe. Na czarnej liście rzeczy wyeliminowanych, poza uczuciami czy indywidualnością, znalazła się także literatura, nauka, sztuka, a nawet przeszłość i... Bóg. Sens życia społeczeństwa nowego świata ograniczył się zatem do narzuconej pracy, seksu oraz narkotyków, których zażywanie jest odgórnie nakazane. 


***
Niezwykle ciężko jest mi się ustosunkować do tej książki w kategoriach fajna/niefajna. Na pewno jest dobra. Ciekawa, interesująca i wciągająca. Książkę czyta się bardzo dobrze i szybko. Przedstawiona tutaj wizja antyutopii jest naprawdę przerażająca, tym bardziej jeśli uświadomimy sobie, że przyszłość Huxleya jest naszą teraźniejszością. Aż strach pomyśleć, co nas czeka w... naszej przyszłości.

czwartek, 7 lipca 2011

Podróż w głąb siebie

Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 333

Królowa pszczół to nowa powieść Katarzyny Krenz - autorki W ogrodzie Mirandy oraz Lekcji tańca. Dla mnie słowo "nowa" ma tutaj podwójne znaczenie, gdyż wcześniej nie miałam do czynienia z tą pisarką. 

Królowa pszczół to opowieść złożona z kilku historii - życiorysów przypadkowych ludzi, tworzących wędrowny teatr, których łączy wspólne tournee po Europie. Każda z tych osób kryje w sobie jakąś tajemnicę, tragedię, potrzebę odpoczynku czy zmiany otoczenia. Swoje nowe wyzwanie traktują więc jako ucieczkę od przeszłości. Z czasem jednak zmienia się ona w podróż ku przyszłości - podróż przynoszącą nowe spojrzenie na siebie i swoje problemy. 

Wspólne wojażowanie, a ściślej - konieczność ciągłego przebywania we własnym gronie, umożliwiła naszym bohaterom zawarcie nowych przyjaźni oraz otwarcie się na siebie i innych. Z kolei nam - czytelnikom, uświadamia, że liczy się nie tyle osiąganie celów, co sama droga, która do nich prowadzi. 

***
Zanim zabrałam się za lekturę Królowej pszczół przez dłuższy czas zastanawiałam się, skąd wziął się pomysł na taki, a nie inny tytuł. Początkowo sądziłam, że w powieści odnajdę postać silnej kobiety - władczyni. I chociaż silne acz pogubione kobiety tutaj odnalazłam, mój wcześniejszy tok myślenia okazał się błędny. W jednym z wywiadów Katarzyna Krenz przyznała bowiem, że tytułową królową pszczół jest tutaj Europa, która skupiając przedstawicieli różnych środowisk, tworzy coś na wzór pszczelego roju. Ludzie, tak jak pszczoły, mają swoje miejsce, role i zadania, którym muszą sprostać, niezależnie od swoich upodobań czy pragnień. 

Dalej, w tym samym wywiadzie, autorka dodała, że Królowa pszczół to także pewien skrót myślowy - metafora, której początek sięga książki Życie pszczół Maeterlincka. Katarzyna Krenz wyjaśnia, iż to właśnie na podstawie tej książki, ojciec tłumaczył jej, że życia wcale nie należy się bać czy przed nim uciekać. Ono tylko z pozoru jest chaotyczne, niepoukładane - wystarczy tylko chcieć je zrozumieć.

Królową pszczół czyta się szybko i przyjemnie. To lekka i mądra książka, której banalna z pozoru treść, pozwala nam docenić to, co mamy.

Wywiad, do którego się odnoszę nosi tytuł Mieszkamy w ulu i jest zapisem rozmowy Magdaleny Smęder z autorką - Katarzyną Krenz. Wywiad odnaleźć można stronie www.modowo.pl

niedziela, 3 lipca 2011

"Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz..."

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 399

Czuję się zawiedzioną tą książką. Wprawdzie, nie oczekiwałam po niej żadnych wielkich słów czy mądrości, ale... miało być zabawnie i ciekawie. Niestety... było wręcz odwrotnie - nudno i męcząco. 

Mary jest matką dwóch chłopców, poczętych z wielkiej miłości. Jest także żoną Joela - faceta, którego wszyscy jej zazdroszczą. Jej koleżanki sądzą, że wiedzie ona cudowne i szczęśliwe życie. Nie wiedzą jednak, że... Mary myśli o rozwodzie.

Tak naprawdę, Mary kocha swojego męża, mimo to nie może już znieść bałaganu, który opanował ich dom. Resztki jedzenia w zlewie, porozrzucane skarpetki, sterty gratów pod schodami czy mokre ręczniki na łóżku coraz częściej doprowadzają ją do szału. I choć stara się jakoś to ogarnąć - nie daje sobie rady. Dochodząc do wniosku, iż głównym "problemem" jest jej mąż, postanawia stworzyć tabelę - listę irytujących, dziwnych i bałaganiarskich nawyków Joela - która ostatecznie zadecyduje o losie ich małżeństwa.

Lista, jak można się tego spodziewać - zapełnia się niemalże z prędkością światła. Mary skrupulatnie zapisuje wszystkie przewinienia swojego męża. Początkowo lista ta wydaje się być doskonałym rozwiązaniem, ukazującym w sposób przejrzysty jej samotną walkę o rodzinę. Z czasem jednak, zamienia się w przekleństwo.

***
Książka niczym mnie nie urzekła. Bawić też raczej nie bawiła. Tak naprawdę denerwowało mnie egoistyczne i dziecinne zachowanie Joela, który jak się wydaje - nie dorósł do roli rodzica. Nie mniej denerwujące było bierne godzenia się Mary na postępowanie swojego męża. Ani razu mu się nie postawiła. Nie powiedziała, że mógłby się bardziej zaangażować, pomóc jej czy w czymś wyręczyć. Ja osobiście już dawno bym wykrzyczała, że bycie matką nie oznacza konieczności rezygnacji z własnych planów i marzeń.  A co więcej, nie oznacza konieczności przeistoczenia się w kurę domową i służącą. Małżeństwo oraz rodzicielstwo powinno przecież oznaczać partnerstwo. 

Po części rozumiem frustrację Mary, w końcu... który facet nie jest bałaganiarzem? Wydaje mi się jednak, że... sama jest sobie winna. Pozwoliła Joelowi zrzucać wszystkie obowiązki i całą odpowiedzialność - za dzieci, dom - właśnie na siebie.