Pages - Menu

czwartek, 30 grudnia 2010

Małe podsumowanie

Koniec roku jest czasem niezwykle wyjątkowym - pełnym wyciszenia i wszelakich przemyśleń. Czasem nowych postanowień i... podsumowań. Przemyślenia i postanowienia, pozwólcie, że zachowam dla siebie. Ale podsumowaniami, zwłaszcza tymi książkowymi - chętnie się z Wami podzielę ;-)

Strefa Książki powstała w czerwcu 2010 roku. Przez ten czas odwiedziło mnie ponad 4900 osób (WOW! - dziękuję!). Statystyki podpowiadają, że najchętniej i najczęściej czytaliście posty:
  1. Wybór Zofii - William Styron
  2. Książka, która szuka nowego domu
  3. Oddam w dobre ręce
  4. Cukiernia - mam i ja!
  5. Malowany ptak - Jerzy Kosiński
W tym roku przeczytałam 30 książek (14 zrecenzowałam, 16 przeczytałam przed założeniem bloga). Osobiście uważam, że nie jest to zły wynik, tym bardziej, że choć książki uwielbiam, staram się nie czytać ich hurtowo, a dla przyjemności. Dla siebie. 

Na koniec mój prywatny ranking - moje 3 wielkie NAJ 2010 roku:
  1. Książe Mgły - Carlos Ruiz Zafon
  2. Każdy dom potrzebuje balkonu - Rina Frank
  3. Dagerotyp. Tajemnica Chopina - Lucyna Olejniczak
Tyle... słowem podsumowania. Korzystając z okazji, chciałabym życzyć Wam Wszystkim 

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!


p.s. Zdjęcie pochodzi ze strony www.sxc.hu

wtorek, 28 grudnia 2010

Wyzwanie

... moje pierwsze ;-)


Więcej informacji znajdziecie na blogu Wrota Wyobraźni. Koniecznie zajrzyjcie, a co więcej - dopiszcie się ;-)

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Cukiernia - mam i ja!

Święta, święta i... po świętach. Niby fajnie, bo więcej jedzenia w siebie i tak już bym nie wmieściła, ale z drugiej strony... nie chce się wracać do tej szarej rzeczywistości. Na szczęście wracam tylko na kilka dni, a dokładniej - na najbliższy tydzień, bo po sylwestrze wooooolne! I to przez cały tydzień ;-)

Ale nie o tym chciałam, dlatego już bez zbędnych i dodatkowych słów... chwalę się tym, co Mikołaj mi przyniósł. A przyniósł...


Kochany Mikołaj, jak On dobrze mnie zna ;-)

środa, 22 grudnia 2010

Świątecznie

Święta Bożego Narodzenia mają to do siebie, że pochłaniają nie tylko całą masę pieniędzy, ale i czasu. Nie wiem, jak Wy, ale ja od co najmniej dwóch tygodni, biegam od sklepu do sklepu i wybieram, przebieram, porównuję i kupuję. Na szczęście dziś koniec z tym. Oczywiście strajku nie ogłaszam - po prostu wszystko już zakupione, a co więcej - popakowane! W takim razie, nie pozostaje mi chyba nic innego, jak długa i gorąca kąpiel, książka, gorąca czekolada i...odrobina lenistwa przed pakowaniem i podróżą do rodziców ;-) Tak, dziś mam wolne i to aż do świąt!

Korzystając z okazji chciałabym wszystkim odwiedzającym mojego bloga życzyć rodzinnych, spokojnych i szczęśliwych świąt Bożego Narodzenia. Niech te święta będą wyjątkowe, a prezenty - zwłaszcza te "książkowe" niech piętrzą się pod choinką. 


WESOŁYCH ŚWIĄT ;-)

niedziela, 19 grudnia 2010

"Każdy dom potrzebuje balkonu" Rina Frank - piękna!

Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 238


Każdy dom potrzebuje balkonu
 to książka, która dostała się w moje ręce zupełnie przypadkowo. Jechałam na weekend do domu i... nie miałam co czytać. Wracając z pracy pomyślałam, że wstąpię na PKP i kupię sobie coś na stoisku taniej książki. Grigorij kazał mi się pośpieszyć także wpadłam na dworzec, rzuciłam okiem na stoisko i BACH! Każdy dom potrzebuje balkonu zachwyciła mnie swoją okładką. Piękną okładką!

Każdy dom potrzebuje balkonu to opowieść rodzinna. Opowieść ciepła i wzruszająca, a miejscami - niezwykle denerwująca. Raz ją uwielbiałam, a raz... chciałam ją rzucić w kąt, zdenerwowana dorosłym egoizmem Riny. Ale koniec końcem, właśnie za to, książkę tą pokochałam. Stała się ona dla mnie tym, czym jest związek z moim facetem. W jednej minucie kocham go przeogromnie, a w następnej - mam go dość. Ostatecznie jednak, nie wyobrażam sobie bez niego życia. Bez książki również. 

Każdy rozdział książki podzielony jest na 2 części. Pierwsza część opowiada o losach małej Riny i jej rumuńskiej rodziny, która po II wojnie światowej przybyła do nowopowstałego państwa Izrael. Mieszkając wraz z Riną w małym pokoju z balkonem w mieszkaniu jej ciotki, poznajemy jej dzieciństwo, które pomimo ciepła i miłości, do łatwych nie należało - ciągły brak pieniędzy, nieustanne kłótnie rodziców oraz... idealna i mądra siostra, która widziała samego Pana Boga. Druga cześć jest z kolei historią dorosłej już Riny - kobiety, żony i matki. I choć wydawać by się mogło, że w końcu znalazła swoje miejsce, okazuje się, że jeszcze wiele ciężkich chwil przed nią.


Każdy dom potrzebuje balkonu zachwyciła mnie totalnie! I choć wielu zarzuca książce oklepaną i banalną historię, zwłaszcza dorosłej Riny - mnie to nie przeszkadza! Książka podoba mi taka, jaka jest. I zdanie nie zmienię.

sobota, 18 grudnia 2010

"Mój Auschwitz" Władysław Bartoszewski

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 247


Władysław Bartoszewski, odkąd tylko pamiętam, był dla mnie człowiekiem historią, człowiekiem legendą. Człowiekiem... silnym z potężnym, mocnym głosem. Od kilku dni jest dla mnie także człowiekiem, który przeszedł piekło obozu Auschwitz. A co więcej, człowiekiem, który pozostał sobą. Człowiekiem, który nie pozwolił sobie i innym, na stworzenie złego, nieludzkiego i nieczułego Władysława Bartoszewskiego.

Mój Auschwitz to książka podzielona niejako na 2 części. Pierwsza składa się z rozmowy jaką z prof. Władysławem Bartoszewskim przeprowadzili Piotr Cywiński oraz Marek Zając. Rozmawiali o Auschwitz, a właściwie o 199 dniach, jakie Bartoszewski tam spędził, a także - jak obóz na niego wpłynął i co robił, kiedy w kwietniu 1941 roku udało mu się piekło to opuścić. Ale po kolei...

Władysław Bartoszewski do Auschwitz trafił 22 września 1940 w tzw. drugim transporcie warszawskim. Miał on wówczas 18 lat i był świeżo po maturze w katolickim liceum. Bartoszewski oznaczony został numerem 4427 i jak sam mówi, obóz, do którego wówczas trafił, choć był miejscem mordu i znęcania się nad ludźmi, nie był jeszcze tym Miejscem, z którym dziś je kojarzymy. W obozie przebywali wówczas w większości polityczni i inteligencja. Nie było masowej eksterminacji Żydów z całej Europy, a także - Polaków, Romów, jeńców radzieckich oraz ofiar innych narodowości. Nie było także komór gazowych oraz obozu kobiecego. Nie było fabryki śmierci, czyli Birkenau - Auschwitz II oraz Monowitz - Auschwitz III. Oczywiście, nie oznacza to, że w czasie, kiedy Bartoszewski tam trafił było lepiej, lżej. Bo nie było. Bito, katowano i poniżano. Skazywano na śmierć z głodu, ciężkiej pracy, zimna i chorób. Odbierano człowiekowi jego podstawowe prawo - do bycia człowiekiem.

O Bartoszewskim rzec można, iż miał szczęście w nieszczęściu. Najpierw bowiem, od śmierci z głodu i wyczerpania, uratowali go lekarze z obozowego ambulatorium, którzy również, obarczyli go obowiązkiem świadczenia prawdy o tym, co tutaj widział i słyszał. Drugim szczęściem było zwolnienie, możliwość opuszczenia tego piekła. Do dziś nie wiadomo, dlaczego go zwolniono - czy to na skutek interwencji Polskiego Czerwonego Krzyża, którego był pracownikiem, czy też - dzięki staraniom rodziny i znajomych. A może i jedno, i drugie się na siebie nałożyło i wspólnie wyciągnęło go z tego koszmarnego miejsca.

Po powrocie do domu Bartoszewski chorował przez kilka miesięcy. Mimo to, nie zapomniał o przesłaniu, jakie mu powierzono. Wyczerpany i schorowany, dzielił się swoją historią, początkowo z koleżanką Hanną Czaki, która go wówczas odwiedzała i, która była już zaangażowana w działalność konspiracyjną. To właśnie ona spisała jego wspomnienia, które stały się później podstawą broszury napisanej przez przedwojenną reportażystkę - Halinę Krahelską. Broszura ta, wydana w 1942 roku, nosiła tytuł Oświęcim. Pamiętnik więźnia i była pierwszą publikacją podziemnej Komisji Propagandy w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Okręgu Warszawskiego AK, kierowanej przez Aleksandra Kamińskiego (autora książki Kamienie na szaniec).

I tutaj dochodzimy do drugiej części książki - części dokumentalnej. Zamieszczono tutaj teksty wybrane przez Bartoszewskiego, które jego zdaniem idealnie oddawały klimat i zgrozę tego miejsca. Pierwszym tekstem jest wspomniany już Oświęcim. Pamiętnik więźnia. Warto dodać tutaj jeszcze, iż owa publikacja broszury w książce Bartoszewskiego Mój Auschwitz, jest pierwszym powojennym wznowieniem. Kolejnymi zamieszczonymi tutaj tekstami, dawno nie wznawianymi, są - opowiadanie Apel Jerzego Andrzejewskiego, broszura Za drutami obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu autora kryjącego się pod pseudonimem O.Augustyn, a także tekst - W piekle Zofii Kossak. 

Mój Auschwitz jest dla mnie bardzo dobrym uzupełnieniem wiadomości nie tylko o samym obozie, ale również o Bartoszewskim. Pomimo swej trudnej tematyki książkę czyta się szybko i naprawdę bardzo dobrze.

niedziela, 12 grudnia 2010

"Malowany ptak" Jerzy Kosiński

Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 1989
Liczba stron: 251


Malowany ptak
to powieść trudna i przerażająca, a miejscami - niezwykle brutalna i pornograficzna. Każda strona budzi lęk... napełnia niewiarą, a także - rodzi pytanie - jak to się mogło stać? Czy takie zachowanie, takie postępowanie i takie... poniżanie człowieka (dziecka) przez człowieka - naprawdę było możliwe? I choć wiele razy w trakcie czytania chciałoby się książkę odłożyć i zapomnieć - nie jest to możliwe.


Malowany ptak przedstawia dramatyczne losy sześcioletniego chłopca (Żyda lub Cygana - nie wiemy kim był naprawdę), który w momencie wybuchu II wojny światowej zostaje rozdzielony z rodzicami. Od tego czasu, musi radzić sobie sam. Nie zawsze jednak mu się to udaje - jego wygląd zewnętrzny skutecznie mu to utrudnia. Mieszkańcy wiosek, do których udaje się nasz mały bohater, z powodu jego wyglądu utożsamiają go z czartem - siłą nieczystą, która przynosi nieszczęście i śmierć. Czasem udaje mu się znaleźć schronienie, jednak nawet wtedy nie może czuć się bezpiecznie. Nie może być tym, kim jest - dzieckiem. Ciągłe bicie, poniżanie i naśmiewanie jest tym, co zna najlepiej. Tym, co towarzyszy mu od samego początku jego trudnej wędrówki. Z biegiem czasu nabiera on doświadczenia, które choć nie ochrania go przed złymi ludźmi, okazuje się być niezwykle pomocne w walce o przetrwanie.


W Malowanym ptaku Kosiński przedstawia społeczeństwo jako zło, które nie toleruje ludzi innych, odmiennych. Odmieniec jest na każdym kroku poniżany, dyskryminowany i wzgardzony. Nawet dzieci czują do odmieńca niechęć i wstręt. Inność i wyobcowanie są osią fabuły. W kluczowej scenie, będącej odzwierciedleniem tytułu, dzikie ptaki zadziobują osobnika swojego gatunku, który został schwytany i pomalowany przez człowieka.


Malowany ptak to książka ciekawa i naprawdę dobra. Książka, którą warto przeczytać. I wreszcie - książka, która pokazuje nam, że szanować powinno się każdego, bo każdy z nas jest człowiekiem, nawet jeśli różnimy się kolorem oczu, włosów czy skóry.

piątek, 3 grudnia 2010

"Książę Mgły" - pierwsze dzieło mistrza

Wydawnictwo: Muza SA
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 198


Za "młodzieżówkę" się już nie uważam. I to nie tylko dlatego, że wiek już nie ten. Mimo to, za książkę Książę Mgły - przeznaczoną dla młodzieży właśnie, zabrałam się z miłą chęcią. Moje oczekiwania względem książki były wielkie, aż chciałoby się rzec - przeogromne (w końcu to Zafon). Mając jednak w pamięci, iż jest to debiut Zafona, dałam książce, jak i jej autorowi mały margines błędów. Mistrzem bowiem mało kto się rodzi, a pierwsze kroki nie zawsze muszą być udane.


Na szczęście Książę Mgły nie zawodzi. Przyznać jednak trzeba, że owa "młodzieżówka" jest tutaj wyraźnie odczuwalna. Styl jest prosty. Podobnie zresztą fabuła. I choć nie brak tutaj magii, nie da się nie zauważyć, iż nie jest to ta sama magia - magia dla dorosłych, którą znamy z Cienia wiatru. Mimo to, książkę czyta się szybko (nawet bardzo) i przyjemnie. Wiem co mówię, bo ledwo zaczęłam, a już kończyć musiałam.


W Księciu... znajdziemy wiele wartościowych elementów, za które Zafona uwielbiamy. A zatem - mroczna tajemnica i równie mroczny klimat, pomieszanie świata realnego ze światem magicznym, a także - przygody niepozwalające się oderwać.


Na koniec zapytać by się chciało - dlaczego książka jest tak krótka? Myślę, że z powodzeniem Zafon mógłby rozszerzyć niektóre wątki. Książka z pewnością by na tym nie straciła.