Pages - Menu

czwartek, 18 maja 2017

Kozły, Strzygi, Kikimory, czyli o tym jak na końcu świata Słaboniowa za diabłami "lata"

Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania:
 2013
Liczba stron: 448

Fantastyka nie jest moją mocną stroną, dlatego raczej po nią nie sięgam, ale tej książki nijak nie mogłam sobie odmówić. Owszem, próbowałam, ale jak widać... nie wyszło. Po pierwsze dlatego, że dużo dobrych opinii o niej słyszałam. A po drugie - nie jest to taka typowa fantastyka, przynajmniej w moim odczuciu. Nie znajdziemy tu młodocianych czarodziejów, wilkołaków, elfów czy innych krasnoludów. Nie, nie... to nie ten kierunek. Tutaj spotykamy coś lepszego - Kozły, Kikimory, Strzygi, Czarownice i Zmory, czyli postaci zaczerpnięte z mitologii słowiańskiej.

Akcja powieści rozgrywa się w niewielkiej wsi - Capówka, leżącej gdzieś na wschodzie kraju, gdzie nowoczesność walczy z tradycją, a dawne wierzenia i zabobony ze słowami księdza głoszonymi z ambony. Zdawać by się mogło, że życie mieszkańców Capówki toczy się leniwie i spokojnie, wręcz sennie. Ale tak nie jest, bo we wsi od czasu do czasu harcują moce nieczyste - przebiegłe istoty, cieszące się z ludzkiego nieszczęścia. A kiedy tak harcują to ani ksiądz, ani lekarz, ani nawet policjant nie pomogą, ino stara Słaboniowa. Teofila, z domu Maciorkowska, która wie wszystko o siłach diabelskich i sprawach nadprzyrodzonych.

Przez swoich sąsiadów, Słaboniowa zwana jest wiedźmą, co to urok rzucić potrafi i do kościoła nie chodzi, ale w gruncie rzeczy, nikt się jej nie boi. A kiedy trzeba, to po radę i na herbatkę zajdą:
Ludzie różnie gadajo – powiedziała Słaboniowa. – Niby w zabobony tera już wierzyć nie idzie, ale jak przyjdzie co do czego, to ratunku i u starej baby poszukajo. Ja już nie takie rzeczy widziała. 
Słaboniowa to prosta, typowo wiejska kobieta. Taka zwyczajna, chciałoby się rzecz, ale to nie do końca prawda, bo Słaboniowa skrywa pewną mroczną tajemnicę i wiele wskazuje na to, że Kozła - tego najgorszego z najgorszych, zna całkiem dobrze. Poza tym jest całkiem odważna, bystra i spostrzegawcza. Czasem się obraża, ale na krótko. No i wygarnąć potrafi, jeśli trzeba. Jest też bardzo stara, sama nie wie, ile właściwie ma lat. Już dawno przestała liczyć. I choć zmęczona jest już życiem i reumatyzmem, i umierać by chciała, do męża dołączyć - nie będzie jej to dane, bo Słaboniowa, jak nikt inny ma zadanie do wykonania. Całej wsi strzec musi, bo tylko ona wie, jak z diabłem rozmawiać, jak przekupić kikimorę lub przepędzić zmorę. Egzorcyzmy też przeprowadzać będzie, bo księdzu tylko kawa i jedzenie w głowie. A i zagadkę morderstwa rozwiąże. I Południcy odejść pomoże. Trzeba przyznać, że stara Słaboniowa będzie miała ręce pełne roboty.

Stara Słaboniowa i spiekładuchy to niesamowita, nietypowa i paskudnie wciągająca powieść. Tutaj nie ma niczego sztucznego czy przerysowanego. Wszystko idealnie trafia w swój czas i miejsce. Idealny też jest język, czyli żywa, wiejska gwara (inaczej być nie mogło, prawda?), którą dziś już mało kto się posługuje. Co ważne, nie stanowi to żadnego utrudnienia w czytaniu, wręcz przeciwnie - sprawia, że mocniej wczuwamy się w realia, w ten swojski klimat. A jak już przy klimacie jesteśmy, nie mogę nie wspomnieć o niezwykłych ilustracjach zamieszczonych w książce, a stworzonych osobiście przez samą autorkę. To bez wątpienia bardzo przyjemny dodatek, który znacznie ułatwia wyobrażenie sobie tego, czy innego czorta.




















Zdecydowanie polecam!

----------------------
Gratuluję autorce warsztatu literackiego (pisałam już, że to debiut p. Łańcuckiej? Nie... no to już wiecie), wyobraźni i cudownej kreacji starej Słaboniowej. Cieszę się, że sięgnęła Pani po coś tak niesłychanie ciekawego, a dziś zupełnie zapomnianego i pomijanego, czyli po mitologię słowiańską. Uwielbiam Panią i Teofilę, rzecz jasna. I jeśli mogę... mam jedną prośbę - Pani Łańcucka, niech Pani napisze drugą część, bo ledwie skończyłam czytać, a już za Słaboniową tęsknie!

2 komentarze: