Pages - Menu

niedziela, 16 lipca 2017

W cieniu indoktrynacji

Wydawnictwo: Znak Literanova
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 336

Bardzo długo "chodziłam" wokół tej książki, nie mogąc się zdecydować - kupić ją czy nie? Niby mnie przyciągała, a jednak zawsze coś innego lądowało w moim koszyku. W końcu podjęłam "męską" decyzję i... kupiłam. A potem żałowałam. Jak dla mnie, książka jest słaba merytorycznie, a do tego miejscami nudna, przegadana.

Pozdrowienia z Korei to połączenie reportażu z pamiętnikiem/wspomnieniami z rocznego pobytu autorki - Suki Kim - w Pjongjangu. Jednak to nie stolica Korei Północnej i nie jej zwykli mieszkańcy są w centrum wydarzeń tejże książki, a studenci uniwersytetu PUST, których Suki uczyła języka angielskiego. Całkiem nowy uniwersytet - bo powstały niedługo przed jej przybyciem do Korei - przeznaczony był wyłącznie dla chłopców - synów wysoko postawionych dygnitarzy partyjnych. Suki bardzo rzadko opuszczała kampus, będący nie tylko jej schronieniem, ale również - więzieniem. A jeśli już, były to wyłącznie aranżowane wyjazdy, a ona zawsze wtedy była bacznie pilnowana. Widziała więc tylko to, co reżim KRLD chciał jej pokazać - co pozwolił jej zobaczyć. I właśnie dlatego można odnieść wrażenie, że autorce tylko się wydaje, że poznała prawdziwą Koreę. Owszem, jest ona Koreanką z urodzenia - urodziła się w Korei Południowej - i z pewnością mocniej, i wyraźniej odbiera KRLD - więcej rozumie, ale mimo wszystko... pozostaje pewien niedosyt. Nie można też nie zauważyć jej niechęci do wszystkiego, poza swoimi studentami, których rzecz jasna, uwielbiała i... braku obiektywizmu, który u reportera powinien być na pierwszym miejscu. Zupełnie zbędne wydają się też fragmenty, w których Suki pisze o sobie, swojej rodzinie czy relacji z kochankiem, pozostawionym gdzieś w Nowym Jorku. To niczego nie wnosi, a dość mocno przeszkadza w trakcie czytania. Spokojnie można by te fragmenty wyciąć bez szkody dla treści.

Pomimo swych wad, książka sprawia, że zaczynamy doceniać to, co mamy. Cieszymy się, że nie jesteśmy, jak studenci PUST - odizolowani od świata, ludzi i technologii. Ci chłopcy od małego kształtowani byli w poszanowaniu władzy i tradycji. Nie tęsknią do innego - lepszego życia, bo takowego nie znają. Wierzą, że jedna Korea Północna ma się świetnie, podczas gdy wszystkie inne kraje zostają w tyle. (s.122) Do internetu, telewizji czy jakichkolwiek wolnych mediów nie mają dostępu lub jest on mocno ograniczony. Ich ogólna wiedza o świecie jest na bardzo niskim poziomie. I nie ważne, że byli to najzdolniejsi i najbystrzejsi studenci w całej KRLD, kiedy zaledwie kilkoro z nich, po długotrwałym plątaniu się, zdołało odgadnąć nazwy i położenie wieży Eiffla czy Stonehenge. Każdy ich dzień był z góry zaplanowany, a każda godzina maksymalnie wykorzystana. Na uczelni obowiązywał system dwójkowy, polegający na dobieraniu studentów w pary. Był to system bardzo rygorystyczny i pozbawiający jakiejkolwiek prywatności. Tacy partnerzy spędzali cały czas razem. Razem siedzieli na zajęciach, razem jedli, a czasami trzymali się za ręce, idąc albo siedząc w klasie. Kiedy jeden ze studentów skręcił nogę w kostce, trochę utykał, ale nie potrzebował kul, jego partner zawsze był przy nim, żeby go podtrzymać. (s.259)

Myślę, że dla osoby niezaznajomionej z tematem Korei Północnej książka ta może wydać się... ciekawa, a nawet szokująca. Jednak dla osób, które znają temat ciut głębiej to... kompletna strata czasu. Jest dużo innych, lepszych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz