Pages - Menu

czwartek, 18 listopada 2010

"Klub Matek Swatek" - Ewa Stec

Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 400


Fanką romantycznych powieści, zwłaszcza tych, wychodzących spod pióra polskich pisarzy/pisarek - nie byłam (i nadal nie jestem), ale Klub Matek Swatek kupiłam całkiem świadomie i... nie żałuję! Nie żeby mnie od razu zachwyciła, ale... pozwoliła odpocząć po długim i nudnym Don Kichotcie.


W Klubie... znajdziemy wszystko - miłość, morderstwo, tajemnicę i... podstęp, w którym specjalizowały się głównie matki-swatki. Cała powieść toczy się wokół Anki - nauczycielki i singielki, co istotne, liczącej już sobie 33 lata. Kiedy ją poznajemy, Anka zaczyna właśnie nowy etap w życiu zwany - usamodzielnieniem. Nadopiekuńcza matka Anki - Beata, nie może się z nową sytuacją pogodzić, bardziej jednak martwi ją staropanieństwo córki. Splot różnych wydarzeń, namowa przyjaciółki Danuty i nowo poznanych kobiet menopauzalnych - Krystyny i Jadwigi powoduje, iż Beata postanawia pomóc córce - oczywiście bez jej wiedzy, w znalezieniu księcia z bajki. Czy jej się to uda? Nie powiem... Ale jedno jest pewne - łatwo nie będzie tym bardziej, że we wszystko wmiesza się mafia i CBŚ.

Książkę czyta się lekko, szybko i przyjemnie, a co więcej - czasem ciężko się od niej oderwać. Ot tak, zwyczajnie. Mimo to, im bardziej się w lekturze zagłębiałam, tym bardziej moje odczucia wariowały. A myśli i emocje nie mogły znaleźć sobie miejsca. I tak, raz wydawało mi się, że sama chętnie zaprzyjaźniłabym się z Anką i Matyldą, a innym razem raziło mnie sztuczne, tworzone miejscami jakby na siłę - poczucie humoru niemalże wszystkich bohaterów i sytuacji (wydarzeń), jakie ich spotykały. Dla przykładu...
Chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej czyjś kaszel. Oderwała wzrok od lunety. Przed samochodem stała wyfiokowana blondyna z plastikowym biustem i wpatrywała się w nią z niezdrową ciekawością.  
- Co panie oglądają? - zapytała. - Czy tam jest jakaś celebrytka?!
- Nie - oświadczyła ze spokojem Danuta, przyglądając się plastikowej kobiecie jak egzotycznemu zwierzęciu na safari. Będzie bardzo rzadkie zjawisko atmosferyczne zwane spadającymi sputnikami. Blondyna spojrzała podejrzliwie na Danutę, a potem odruchowo spojrzała do góry. I dostała w głowę ptasim gównem. (s.133-134)
Blondyna z plastikowymi cyckami? Ptasia kupa na głowie?! Rany, bardziej banalnie być już chyba nie mogło, prawda?

Drugą rzeczą, która bardziej mnie raziła aniżeli bawiła (bo podejrzewam, że bawić miała) to nazwiska bohaterów - Małaszyński, Szopa i... Genowefa Grzyb. Oklepane? Ano tak. Poza tym, dobre to do kabaretu, skeczu, a tutaj nie bardzo mi to pasowało.


Niemniej jednak, czasu z Klubem za stracony nie uważam i książkę polecam każdemu, kto chce chwilę odpocząć od tej codziennej bieganiny, w której świadomie czy też nie, uczestniczymy.


p.s. Piękna, piękna, piękna okładka!

7 komentarzy:

  1. Czytałam w wakacje i całkiem dobrze się bawiłam. Miła odskocznia. Mnie raziły ciągłe zachwyty nad tyłeczkami facetów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się świetnie przy tej książce bawiłam... zresztą jak przy wszystkich Pani Ewy Stec ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie ją przeczytam, gdyż ostatnio oswajam się z polską literaturą i może to mi wyjść na dobre. :]

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcę ją zakupić mamie na prezent pod choinkę i przy okazji sama się do niej przekonam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Klub Matek Swatek kojarzy mi się z pewną sytuacją i pewnymi osobami... Z pewnością przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się - okładka oczarowująca.

    Za to do samej książki chyba się nie przekonam - autorka w ogóle mi się nie podoba.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lilithin - dla mnie to też była miła odskocznia

    Isabelle - znam tylko "Klub..." i chyba na tym pozostanę

    Vampire_Slayer, Floss i Meme - miło się czyta, także zachęcam ;-)

    Futbolowa - ja też raczej po więcej książek tej autorki nie sięgnę, pomimo iż "Klub..." zły nie był

    OdpowiedzUsuń