Pages - Menu

poniedziałek, 15 listopada 2010

"Don Kichote" - skarbnica nudy

Wydawnictwo: Zielona Sowa
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 736


10 tygodni - tyle zajęło mi przeczytanie Don Kichota. Co prawda wina nie było (choć Grigorij mi obiecał, że zakończenie Don Kichota winem uczcimy), ale za to były brawa i całusy, którym wtórowało moje wielkie - uff, w końcu!


Książka liczy sobie 723 strony. Jednak to nie owa liczba wpłynęła na tak powolne i tak długie czytanie. Don Kichote po prostu nie przypadł mi do gustu, ba - wynudził mnie totalnie! Ostatnich kilkanaście rozdziałów czytałam z bólem i na siłę. Myślałam tylko o tym, aby jak najszybciej skończyć, bo nie lubię odkładać na półkę niedoczytaną książkę. Nawet do napisania recenzji kilka dni się zabierałam bo... bo ciężko było mi wrócić do towarzystwa Don Kichota, które miłym i ciekawym dla mnie nie było.


Głównym bohaterem Don Kichota (pełny tytuł: Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy) jest szlachcic Alonso Quijano - oderwany od życia idealista. Będąc pod wpływem książek rycerskich postanawia on oddać się błędnemu rycerstwu, tzn. postanawia wyruszyć w świat w poszukiwaniu przygód, jakim mógłby stawić czoła. Jako główne cele swojej misji obiera sobie obronę dziewic, ubogich i uciśnionych. Jego towarzyszami są koń (a właściwie to szkapa) Rosynant oraz giermek, wierny Sanczo Pansa wraz ze swym osiołkiem - Siwkiem.



Wzorem literackich bohaterów, Don Kichote obiera sobie damę swego serca - jest nią wieśniaczka, niejaka Aldona Lorenzo, nazywana przez niego - Dulcyneą z Toboso. Oczywiście, dla naszego bohatera Dulcynea nie była chłopką, a bogatą, elegancką i piękną damą. Ba, najpiękniejszą, której żadna dorównać nie może!

Jak przystało na rycerza, Don Kichotowi nie brak wiary we własne siły i możliwości. Mało tego, nie brak mu odwagi (głupoty?) i chęci do walki, jednakże pod względem fizycznym rycerza on raczej nie przypomina. Nie dość tego, że jest pożółkły i kościsty, to jeszcze porządnej zbroi nie ma. 


Bycie błędnym rycerzem nie jest dla Don Kichota proste ani też łatwe. Zwłaszcza, gdy jego rozum często ustępuje miejsca szaleństwu. Don Kichote widzi zło tam, gdzie go nie ma. Prostych chłopów bierze za zbójców, mnichów za porywaczy, stado owiec za grupę rycerzy, a wiatraki - za olbrzymy. Bardzo często też zbiera solidne baty za swą nieodpartą chęć czynienia dobra i poskramiania zła. 


Za wszystkie swoje niepowodzenia (a było ich dużo) Don Kichote obarcza wrogiego sobie czarnoksiężnika, któremu, jak mniema nasz bohater, zależy na pozbawieniu go sławy i uwielbienia. Wszystkich zaś, których wybawił z opresji posyła przed oblicze Dulcynei - pani swego serca, aby się jej pokłonili i, aby przed nią wychwalali jego męstwo. Nie trudno się oczywiście domyślić, że więcej śmiechu i radości wzbudza nasz rycerz w napotkanych na swej drodze ludziach, aniżeli uznania i szacunku.


Co zaś tyczy się wiernego giermka jego - Sanczo Pansy rzec muszę, iż był on postacią niezwykle komiczną - jedyną przyjemnością owej lektury. W przeciwieństwie do swego pana, Sanczo był człowiekiem spokojnym, choć brak mu było odwagi. Poza tym był naiwny, niezbyt inteligentny i łatwowierny, a co więcej - rzucał przysłowiami jak z rękawa, które najczęściej nijak miały się do kontekstu jego wypowiedzi. Sanczo - wieśniak zwiedziony obietnicami Don Kichote, porzucił swą żonę, dzieci i dom i wyruszył wraz ze swym panem na poszukiwanie... nie, nie przygód. Tego szukał nasz błędny rycerz. Sanczo Pansa szukał bogactwa i wyspy, której mógłby być panem i władcą. Jednak nie można o nim powiedzieć, że był chciwy - o nie!


Sanczo Pansy nie sposób nie polubić. Jego gadulstwo, lenistwo i zamiłowanie do jedzenia, picia i snu - było genialne. Zresztą, oto przykład:

Panie, czy pozwoli mi jegomość krztynę z sobą ugwarzyć? Odkąd wydaliście ten surowy nakaz milczenia, już ze cztery sprawy zgniły mi w brzuchu, a nie chciałabym, aby się zmarnowała i ta jednak, którą mam teraz na końcu języka (s.136)
A wracając do książki... celem Don Kichota było rozbawienie czytelnika, ironiczne przedstawienie rycerza. Dzisiaj, owe rozbawienie odbieramy zupełnie inaczej - jako współczucie dla głównego bohatera. Jego walka z wiatrakami interpretowana jest przecież jako walka z czymś nierealnym, urojonym. Jako walka, która nie ma sensu. Od Don Kichota pochodzi przecież określenie "donkiszoteria", czyli walka o nierealny cel. Walka, która wzbudza śmiech i politowanie jednocześnie.

Słowem zakończenia dodam tylko - nie polecam, zwłaszcza jeśli ktoś nie lubi długich monologów bohatera (w tym przypadku Don Kichota) usilnie wierzącego w rycerzy i ich rycerski świat.


p.s. Zdjęcie pochodzi ze strony www.poloniasandiego.us

4 komentarze:

  1. Podziwiam, ja bym się na pewno poddała.

    OdpowiedzUsuń
  2. U a tak bardzo chciałam przeczytać tą ksiażkę. Po Twojej recenzji odpuszczam ją sobie definitywnie. Moze kiedys

    OdpowiedzUsuń
  3. Futbolowa - dzięki, ciężko było, ale jakoś dałam radę ;-)

    Lena173 - "Don Kichote" nie polecam, to fakt

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też sobie daruję - choć nie ukrywam, że podobnie jak Lena chciałam ją kiedyś przeczytać.

    OdpowiedzUsuń