Pages - Menu

wtorek, 22 lutego 2011

"Służące" Kathryn Stockett

Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 
581


Uff, udało się - skończyłam. Trochę czasu mi to zajęło, ale bynajmniej nie dlatego, że książka mi się nie podobała. Po prostu... zbyt wiele spraw nałożyło się na siebie - imieniny mamy, koncert, moje imieniny, weekendowe wyjazdy do rodziców - i tak jakoś, czasu na czytanie... było mało.

Świetna, wciągająca i genialna - to trzy przymiotniki pojawiające się najczęściej w recenzjach Służących, które przeczytałam zanim sama po książkę sięgnęłam. Po tak licznie głoszonych zachwytach, liczyłam na prawdziwą ucztę dla ciała i dla duszy, a jakże! Niestety... uczty nie było, ja się nie wciągnęłam, a książka wcale nie jest taka genialna. Przyznaję, jest dobra i ciekawa, ale... to wszystko. 

Służące to opowieść o... dwóch światach - białym i czarnym. To opowieść o kobietach, które postanowiły przekroczyć wyznaczone granice i obalić przyjęte stereotypy. I w końcu... to opowieść o oddaniu i rozczarowaniu, o sile i solidarności. 

Akcja powieści toczy się w amerykańskim miasteczku Jackson w stanie Missisipi. Są lata sześćdziesiąte XX wieku - niewolnictwo trwa w najlepsze. Biali panują nad czarnymi, którzy nie mają właściwie żadnych praw. "Mają" natomiast mnóstwo zakazów - nie wolno im korzystać z publicznej biblioteki czy toalety. Nie wolno im robić zakupów w sklepach przeznaczonych dla białych. Nie wolno im uczęszczać do szkoły, do której chodzą biali. Nie wolno im modlić się w tym samym kościele, co biali. Nie wolno im... być sobą. Do więzienia czarny mógł trafić za zwykłą błahostkę, a czasem nawet... za "widzi mi się" białych. 

Głównymi bohaterkami Służących są trzy kobiety - dwie czarnoskóre pomoce domowe - Aibileen i Minny oraz ambitna i wykształcona Eugenia (Skeeter) - biała panienka z tzw. dobrego domu, która po powrocie z Uniwersytetu, nie bardzo potrafi odnaleźć się w rzeczywistości swojego rodzinnego miasteczka. Okazuje się bowiem, że w przeciwieństwie do swoich zamężnych i dzieciatych przyjaciółek, a także wbrew woli matki, która koniecznie chce widzieć ją przed ołtarzem - chce od życia czegoś więcej. Chce zostać pisarką. 

Pewnego dnia w jej głowie rodzi się niezwykle szalony i ryzykowny pomysł stworzenia książki złożonej z opowieści murzynek - służących w domach białych kobiet. Początkowo łatwo nie jest, gdyż żadna ze służących, w obawie o swoje życie, nie chce współpracować. Z czasem jednak udaje jej się zebrać 12 czarnych kobiet, które w małej kuchni Aibileen opowiadają o swojej niełatwej pracy. Z założenia książka miała ukazać prawdziwe oblicze relacji pomiędzy czarnymi służącymi a ich białymi pracodawczyniami. W rzeczywistości, książka staje się początkiem przyjaźni rodzącej się pomiędzy Skeeter a Aibileen. 

Obok tych postaci w książce spotykamy także matkę Skeeter, która postanawia nie umierać, Hilly - idealną żonę i zagorzałą przeciwniczkę bratania się białych z czarnymi, a także Elizabeth - kobietę całkowicie podporządkowaną zdaniu swojej przyjaciółki Hilly; kobietę bez własnego zdania i uczuć macierzyńskich.

***
Nie mogę nie wspomnieć o polskim tłumaczeniu, które uważam za kompletnie beznadziejne. Rozumiem, że tłumaczka starała się jak najlepiej oddać gwarę, jaką posługiwały się służące, ale... te wszystkie "zara", "dzisiej", "dworzu" - było dla mnie sztuczne i kompletnie nie do przyjęcia. 

5 komentarzy:

  1. Książka wydaje się ciekawa, ale zmartwiłaś mnie tym tłumaczeniem - podejrzewam, że i mi okropnie przeszkadzałoby przy czytaniu :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że również Tobie książka się podobała:) Spotykam się z samymi pozytywnymi opiniami na jej temat i dobrze, bo ta książka na to zasługuje! Co do tłumaczenia, to mi ono wogóle nie przeszkadzało, spełniało swoją rolę moim zdaniem i tyle:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak tylko będę miała dłuższą chwilkę (pewnie na wakacjach) to z pewnością przeczytam:)).
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja już mam, ale musi poczekać na swoja kolej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciężko było mi ją zdobyć, a teraz widuję nawet ją w Rossmanie.
    Nastawiałam się bardzo na nia i wcale się nie zawiodłam. Więc super, że Tobie tez się podobała, ze bez rewelacji. Gdybyśmy wszystkie zachwycały się tym samym, byłoby nudnawo ;)

    OdpowiedzUsuń