Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 142
Erica-Emmanuela Schmitta nie znam praktycznie w ogóle. Gdzieś tam kiedyś... bardzo dawno temu, przeczytałam Oskara i panią Różę, ale to wszystko. Przyznać muszę, iż świadomie odmawiałam sobie przeczytania czegokolwiek, co wyszło spod pióra tego pana. Dlaczego? Ano nie wiem. Tak jakoś wyszło, po prostu. Któregoś jednak dnia, skuszona wieloma pozytywnymi blogowymi recenzjami, postanowiłam dać szansę temu pisarzowi i... sięgnęłam po Tektonikę uczuć.
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 142
Erica-Emmanuela Schmitta nie znam praktycznie w ogóle. Gdzieś tam kiedyś... bardzo dawno temu, przeczytałam Oskara i panią Różę, ale to wszystko. Przyznać muszę, iż świadomie odmawiałam sobie przeczytania czegokolwiek, co wyszło spod pióra tego pana. Dlaczego? Ano nie wiem. Tak jakoś wyszło, po prostu. Któregoś jednak dnia, skuszona wieloma pozytywnymi blogowymi recenzjami, postanowiłam dać szansę temu pisarzowi i... sięgnęłam po Tektonikę uczuć.
Diane i Richard - główni bohaterowie tej krótkiej historii, darzą się wielkim uczuciem. Tak wielkim, że nawet krótkotrwałe rozstanie jest dla nich nie do zniesienia. Kilka razy nawet jej się oświadczał, ale ona... ona odmawiała. Aż tu nagle... Ona mówi, że nie kocha, że nigdy nie kochała. On odpowiada tym samym i... rozstają się. Do tego wszystkiego, pojawia się ta trzecia - Elina, którą sama Diane wprowadziła do swojego i Richarda życia. Od tego momentu zaczyna się istna burza pełna napięć i intryg, wzlotów i upadków. Ostateczne "starcie" ukazuje kilka prawd, o których, niestety, wielu z nas zwyczajnie zapomina - uczuciami nie wolno się bawić. W uczuciach trzeba być szczerym. A co więcej - o uczuciach trzeba rozmawiać szczerze i otwarcie. Mimowolnie nasuwają się tutaj słowa z Małego Księcia - jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
Tektonika uczuć nawiązuje swą treścią do teorii tektoniki płyt, czyli wędrówki płyt litosfery, które przemieszczając się, wzajemnie się zderzają i ocierają, a to z kolei prowadzi do wybuchów wulkanów, oddalania się od siebie kontynentów i występowania trzęsień ziemi. Piękne porównanie, które uświadamia nam, że wystarczy jedna iska, jedna chwila, jeden impuls i... jedno niepotrzebne słowo, by nasze życie przewróciło się do góry nogami.
Tektonikę uczuć czyta się szybko i przyjemnie, bo właściwie, pomimo tematu uczuć, które same w sobie nie zawsze są proste i jasne - to lekka książka. Czasem nawet można się uśmiechnąć, a czasem wykrzyknąć - jejku, jakie to głupie i dziecinne zachowanie!
Akurat ta na razie pozostaje w planach, ale wszystkie przeczytane książki tego autora uważam za bardzo dobre. Schmitt ma świetne pióro. :)
OdpowiedzUsuńA ja zaliczam go jak najbardziej to mojego "naj.." autora;))
OdpowiedzUsuńA mnie czasem autor irytował, ale nieszkodliwie. Takim wiecie, podsuwaniem pod nos, PRAWD do PRZEMYŚLENIA, mądrych, rozsądnych prawd.
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko "Oskara..." - bardzo mi się podobał. Ładnie napisałaś o tej książce.
OdpowiedzUsuńJa do niedawna mogłabym napisać, że nie miałam okazji przeczytać niczego tego autora. Co nie znaczy, że nie chciałam, po prostu jakoś tak wychodziło. Aż ostatnio w bibliotece wpadła mi w łapki książka "Ulisses z Bagdadu" i ... już wiem, że nie będzie to jedyna książka Schmitta, którą przeczytam. A co kolejne? Jeszcze nie wiem... Może właśnie "Tektonika..."?
OdpowiedzUsuńbeatrix73 - dziękuję ;-)
OdpowiedzUsuńbrzydula - ja pewnie też sięgnę kiedyś po inną (e) książki Schmitta
Agnes - wiesz, takie podsuwanie prawd do przemyślenia, ma swoje plusy. Można bowiem choć przez chwilę zatrzymać się, wyłączyć i zastanowić się nad rzeczami, o których w tym ciągłym biegu, myśleć nie mamy czasu.
Scathach - może kiedyś i ja go zaliczę
Vampire_Slayer - życzę zrealizowania owego planu, bo "Tektonika uczuć" to naprawdę bardzo dobra książka.
Kiedyś zaczytywałam się w książkach tego autora, teraz już mniej, ale "Tektonikę" miło wspominam :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesująco opisałaś tę książkę, aż narobiłaś mi ochoty, chociaż nie przepadam za krótkimi treściami ;)
OdpowiedzUsuńMaya - dziękuję ;-) Cieszę się, że recenzja się spodobała, bo tą króciutką historię naprawdę warto przeczytać
OdpowiedzUsuńCzytałam i lubię, tak samo jak "Marzycielkę z Ostendy" "Trucicielkę" - to chyba moje ulubione z jego książek, polecam, jak będziesz zamierzała się zabrać za coś co wyszło spod jego pióra;)
OdpowiedzUsuń"Marzycielkę..." czytałam, a "Trucicielkę" mam w domu, więc przeczytam z pewnością, nie wiem tylko, kiedy...
OdpowiedzUsuń