Pages - Menu

sobota, 22 stycznia 2011

"Samsara. Na drogach, których nie ma" Tomek Michniewicz

Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 358


Magiczna, inspirująca i... niezwykła - tak, przy użyciu kilku przymiotników, określić można książkę Tomka Michniewicza - Samsara. Na drogach, których nie ma. Oczywiście, takich przymiotników przypisać można byłoby i więcej - wciągająca, zachwycająca, zdumiewająca, zaskakująca czy też - fascynująca, ale okazuje się, że nie miałoby to sensu, bo obojętnie ile określeń wymienimy, to i tak będzie to zbyt mało, aby oddać i wyrazić wszystko to, czym ta książka jest, a także - jaki świat przed nami otwiera. 

Bo po to się wyjeżdża, żeby nie wiedzieć, co czeka za zakrętem - tak Tomek Michniewicz rozpoczyna swoją opowieść - naszą wspólną podróż przez Azję. I choć w pierwszej chwili, zdanie to wydaje się zupełnie niepozorne - niczym szczególnym nie odróżniające się od innych, to już po kilku kolejnych zdaniach, kilku następnych stronach przekonujemy się, że to właśnie zdanie będzie towarzyszyło nam przez cały czas trwania naszej podróży. Będzie z nami w Nepalu, Tajlandii, Bangkoku, Wietnamie, Laosie, Kambodży, Malezji. Będzie z nami, kiedy będziemy przedzierać się przez dżunglę, łapać stopa czy... kiedy będziemy odwiedzać plemienne wioski, świątynie, hotele, knajpki i bazary. Będzie z nami w dzień i w nocy. Będzie z nami, bo... podróżowanie bez planu, bez ustalania i układania - jest tym, co scala wszystkie obrazy składające się na Samsarę.

A zatem... planu nie mamy, ale mamy cel, jeden najważniejszy - zobaczyć czary, magię i... dziadugara, czyli czarownika, maga - osobę dokonującą rzeczy niemożliwych. Oczywiście, zanim kogoś takiego spotkamy, spotykamy wiele innych równie ciekawych i fascynujących ludzi. Poznajemy miejsca i legendy, o których nam się nawet nie śniło. Przyglądamy się kulturze i tradycji, tak odmiennej od naszej, a co za tym idzie - ciężkiej do pojęcia i zrozumienia. Obserwujemy biedę, która stała się niejako prowodyrem biznesu turystycznego niszczącego nie tylko piękno otoczenia, ale i zmuszającego zwierzęta do ciągłego posłuszeństwa i życia w niewoli, bo przecież nie po to turyści płacą grubą kasę, aby nie mieć możliwości sfotografowania się z tygrysem czy przejechania się na słoniu. I w końcu... uczestniczmy w Festiwalu Wegetariańskim, który choć pięknie się nazywa, nic pięknego w sobie nie ma. Uczestników festiwalu, zwłaszcza tych biorących w nim czynny udział, nazywa się świrami, dziwakami i... nic a nic mnie to nie dziwi. Oczywiście nie powiem Wam, jak wygląda i na czym dokładnie festiwal ten polega, bo to musicie sobie przeczytać sami, ale uwierzcie mi na słowo - opis festiwalu zrobił na mnie największe wrażenie...


... okej, więcej nie zdradzę! To naprawdę trzeba przeczytać.

Na ogromne uznanie zasługuje także piękne wydanie książki. Widać, że ktoś włożył w to wiele pracy i zaangażowania. I nie chodzi mi tutaj tylko o zachęcającą okładkę i kredowy papier. We wnętrzu w książki odnajdziemy bowiem piękny świat zdjęć zachwycających każdym swym detalem.

Zdjęcie pochodzi ze strony http://wiadomosci.gazeta.pl

5 komentarzy:

  1. Brzmi bardzo zachęcająco, zwłaszcza to staranne wydanie. Jakoś na starość ;) zaczęłam doceniać książki dopracowane edytorsko w każdym szczególe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Narobiłaś mi ochoty na tę książkę :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnes, Maya - cieszę się, że udało mi się Was zachęcić do przeczytania tej książki, bo... naprawdę warto ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ mi apetytu narobiłaś ;P Ale wątpię, żeby udało mi się ją przeczytać w najbliższym czasie ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Pochwała macochy oraz Samsara czekają u mnie na półce. Twoją opinią, co do Samsary jestem jeszcze bardziej zachęcona, to fakt jest bardzo pięknie wydana, na papierze jakim lubię - książki podróżnicze wg mnie powinny być tylko na takim :) również już zaglądam ;) i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń